wtorek, 17 lipca 2007

Kryzys w służbie zdrowia

Ostatnio Polską „wstrząsnęła” sytuacja naszej służby zdrowia. „Białe miasteczka” i inne zgrupowania naszej siły medycznej stanowiły temat numer jeden niemal w każdym dzienniku, czy wiadomościach.
Postaram się rzetelnie ocenić naszą sytuację i wysunąć jakieś konkretne wnioski.
Od wielu lat sytuacja w służbie zdrowia jest niezmienna. Ciągle brakuje środków i ciągle kolejne rządu składają (kolejne) obietnice. Jedni dorzucą 6 miliardów, drudzy zapowiadają gruntowną restrukturyzację i plany reorganizacji lub „pomocy”. Jaki jest efekt? Jak to często ma miejsce efekt mizerny. Większość naszych specjalistów „pofrunęła” na zachód, a w większości na północny zachód. Czy to dobrze? Niekoniecznie, ale zacznijmy od początku.
Jaka jest nasza służba zdrowia? Otóż z całą pewnością nasi specjaliści są jednymi z najlepszych na świecie. Inaczej jednak mają się ich kwalifikacje w relacji do moralności. Otóż „dumna” przysięga Hipokratesa wskazuje, iż pomoc pacjentowi należy się zawsze i jest to naczelny powód wykonywania zawodu. Przekładając to na realia – czy pobyt w szpitalu jest w pełni darmowy? No niestety niekoniecznie. Wielokrotnie (wystarczy porozmawiać z kimś kto choć chwile spędził w szpitalu) bez „łapówki” się nie obejdzie. A to butelka whisky, a to koniaczek, a to 100 zł w kopercie itd. Oczywiście bez przesady nie wszyscy biorą i to na pewno zasługuje na pochwałę. Dlaczego biorą? Na pewno za mało zarabiają – i koło się zamyka. Zatem jak zrobić tak, aby wszyscy byli zadowoleni? Wilk syty i owca cała? Niemożliwe – nie, wręcz przeciwnie.
Pierwszą istotną rzeczą jest zbadanie przepływu środków pomiędzy budżetem i NFZ. Już na tym poziomie z całą pewnością zachodzą wycieki pieniędzy, a póki nadzór nie jest wystarczający sytuacja taka będzie miała miejsce w dalszym ciągu. Po drugie: kwalifikacje ludzi zarządzających szpitalami. Nie od dzisiaj wiadomo, iż przedsiębiorstwa Państwowe to często oznaka niegospodarności i niedbałości – są długi – nie ma problemu, Państwo (czytaj podatnicy – czyli MY) dopłacą. Otóż oddanie szpitali w ręce gospodarnych menagerów może przynieść wymierne korzyści. Taki menager byłby rozliczany ze swoich wyników, a nie jak do tej pory z ładnego uśmiechu i ilości negatywnych opinii w stosunku do NFZ, czy rządu (nieważne jakiego, czy prawego czy lewego). Tam, gdzie takie rozwiązania zastosowano, szpitale nie są zadłużone, a pracownicy otrzymują wystarczające wynagrodzenie (to wynika z ich opinii). Dlaczego zatem nie jest tak wszędzie? No cóż jak to mówi posłanka samoobrony: „A co my mamy zrobić ze swoją rodziną?” (była to odpowiedź na pytanie dziennikarza, dlaczego w strukturach rządowych zatrudniani są członkowie rodzin posłów samoobrony). Jeśli nie zmieni się nastawienie sytuacja będzie kontynuowana.
Drugą możliwością jest opcja prywatyzacji całego sektora. To na pewno sposób bardziej drastyczny i mocno skomplikowany. By tego dokonać jednak trzeba określić szereg parametrów. Począwszy od koszyka usług podstawowych poprzez grupę, która definitywnie zostaje objęta reformą. Ale to temat osobnych rozważań.

Pozdrawiam,

Jack

A member of TQMgroup

Brak komentarzy: